Wrócilismy właśnie z króciutkich wakacji w Piwnicznej. Było fajowo i gorąco.
Zaczęliśmy od pakowania, niestety niektórzy kompletnie olali domowe zamieszanie, wylegując się na ławce na balkonie (czego robić absolutnie nie wolno, ale skoro tacy są zajęci, to pewnie nie zauważą). Zauważyliśmy. Daliśmy do zrozumienia, że nie wolno tego robić i ... zostaliśmy obrzuceni lekceważącym spojrzeniem.
W garażu okazało się, że ktoś przyjechał hummerem, co bardzo nas zaciekawiło.
W Piwnicznej obserwowalismy i trochę podsłuchiwalismy dwóch miejscowych starszych chlopaków. Byli fantastyczni. I oczywiście rozmawiali o dziewczynach!
Wybraliśmy się na wycieczkę na Słowację. Do smażonego sera i tatarskiej omaćki dostaliśmy od restauracji... chyba zupę... nie wiemy z czego była zrobiona. Ja to właściwie chyba nawet nie chcę wiedzieć. Pomimo ogromnej sympatii dla Słowaków muszę z przykrością wyznać, że była malo zjadliwa. Bohatersko przełknęłam połowę.
Trafiliśmy na Dni Piwnicznej. Podczas występu Kabaretu Rak Britka zasnęła. My też z chęcią byśmy to zrobili, ale nam nie wypadalo. Za to piwko (Tyskie :P) było pyszne!
Góry i Poprad...
Zasłużony odpoczynek na werandzie.
Widok z balkonu oraz balsam do opalania, winogrona, okulary Rafała, woda mineralna i w tle ja.
Widoki z balkonu...
Zastosowaliśmy się do zaleceń pewnego profesora i "werandowaliśmy".
Na czarnym zdjęciu trochę widać sierp księżyca. A to obok to nasz pies w serdaczku nad Popradem. W tle most, z którego miejscowa młodzież płci męskiej skakała do z dnia na dzień płytszej rzeki. Mam nadzieję, że jeszcze żyją.
No comments:
Post a Comment